czwartek, 14 stycznia 2010
in between
autodyscyplina zamarzła. piję ciepłą, zieloną herbatę i wciąż nic. czytam i myślę, ale nie zostawiam śladów. przepraszam te chwile, które umknęły. uczcijmy je kawałkiem pustki.
.
no, a teraz do rzeczy. książki przybywają. mocy przybywaj, bym je przeczytała. powoli zaczynam rozumieć, że na styczniu się ten projekt nie skończy. wieża zbudowana z książek, które mi dajecie, rośnie, ma już z 30, może 40 centymetrów. jedno mogę na pewno stwierdzić - ważne książki są grube. przeważnie. nie zawsze. ale jednak. zaiste utopią byłoby siadanie wygodnie w fotelu dentystycznym, podłączanie się do rury odkurzacza, która łączy sie bezpośrednio z mózgiem i wsysanie książki za książką. mija sekunda i ze spokojem możesz powiedzieć "i know muminki".
właśnie. muminki. od nich się zaczęło a jeszcze nikt mi ich nie wręczył. ponaglenie trzecie.
i kolejna metarefleksja. miałam łatać fundamentalne braki a okazuje się, że prowadzicie mnie na tylko sobie znane tereny. zamiast być w rzymie i zobaczyć w końcu papieża, zaciągacie mnie w szemrane zakamarki bocznych uliczek, tajemnicze parki o świcie, świetne, tanie bary mleczne i pizzerie. zawsze miałam poczucie, że lepiej poznałam nowe miejsce, gdy wypiłam tam dobrą herbatę, w dobrym towarzystwie, w kawiarni z wygodnymi fotelami. wiec dziękuję.
dosyć gadania na dziś - wracam do manifestu neopacyfistycznego, który czytam czasami na głos i skrzydła rosną jak słyszę takie silne słowa krążące dookoła głowy. i'm out. i'm in.
.
no, a teraz do rzeczy. książki przybywają. mocy przybywaj, bym je przeczytała. powoli zaczynam rozumieć, że na styczniu się ten projekt nie skończy. wieża zbudowana z książek, które mi dajecie, rośnie, ma już z 30, może 40 centymetrów. jedno mogę na pewno stwierdzić - ważne książki są grube. przeważnie. nie zawsze. ale jednak. zaiste utopią byłoby siadanie wygodnie w fotelu dentystycznym, podłączanie się do rury odkurzacza, która łączy sie bezpośrednio z mózgiem i wsysanie książki za książką. mija sekunda i ze spokojem możesz powiedzieć "i know muminki".
właśnie. muminki. od nich się zaczęło a jeszcze nikt mi ich nie wręczył. ponaglenie trzecie.
i kolejna metarefleksja. miałam łatać fundamentalne braki a okazuje się, że prowadzicie mnie na tylko sobie znane tereny. zamiast być w rzymie i zobaczyć w końcu papieża, zaciągacie mnie w szemrane zakamarki bocznych uliczek, tajemnicze parki o świcie, świetne, tanie bary mleczne i pizzerie. zawsze miałam poczucie, że lepiej poznałam nowe miejsce, gdy wypiłam tam dobrą herbatę, w dobrym towarzystwie, w kawiarni z wygodnymi fotelami. wiec dziękuję.
dosyć gadania na dziś - wracam do manifestu neopacyfistycznego, który czytam czasami na głos i skrzydła rosną jak słyszę takie silne słowa krążące dookoła głowy. i'm out. i'm in.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tak... niech ktoś się podzieli Muminkami!
OdpowiedzUsuńmoje badania międzykulturowe nad tym tematem dowodzą, iż jest to bezwzględna podstawa programowa. znajomość lektury potwierdzają badani z Polski, Francji, Belgii, Słowacji i Finlandii. nazwa może niewprawnemu badaczowi wydać się myląca - po fińsku Muminek jest Muumit'em, w Belgii figuruje jako Moem, we Francji zaś spotkamy go pod nazwą Moumine, ale zasadniczo trzon słowotwórczy pozostaje rozpoznawalny.
- M. jak Miłość do Muminków :)
(obecnie mój egzemplarz "Komety nad doliną muminków" łata zaległości pewnej bohemistki mieszkającej w Pradze toteż w bieżącym miesiącu udostępnienie książki projektowi PPC pozostaje niemożliwe)