poniedziałek, 10 maja 2010

pytania o sens życia do życia

drugie podejście.
trudno się czyta, bo za każdym razem płaczę/chce mi się płakać/refleksyjnieję. i jak to czytam to myslę równolegle o kilku - nieprzegadanych z nikim - obszarach mojego życia.

jest tam taki fragment o czarnej pustce, która wssysa wszystko, o takim fragmencie nas, gdzie pod setną warstwą cebulkowej tapety znajduje się miejsce niedostępne nikomu poza nami samymi. i ja czuję się, jakby te książki, które dostaję były takimi liścikami, które przekazuje się z celi do celi. dostaję tekst, czytam go, i jestem tylko ja i zdania i to co myślę w związku z tymi zdaniami, te struny, które poruszają te opowieści, które czytam. ale ich nikt dokładnie nie pozna, bo co najwyżej mogę przekazać kolejny list, by ktoś go w samotni mógł odczytać. tak jak nolite te bastardes carbonundorum. dla każdego znaczy to wiele, czasami nadaje sens życia/walki/bycia. czasami. czasami nie. i to też jest prawda.

i jeszcze, że każde spotkanie spotkanie zależy od tego na ile chcemy otworzyć sie na drugiego człowieka. to chce zapamiętać, bo to bardzo moje.

opowieść podręcznej

przeczytane! :)

odświeżam mój projekt. nie wiem jak to się stało, że zaczęłam czytać znów... aha! wyjechałam nad morze. dobre motto zwiększa prawdopodobieństwo, że przeczytam książkę o jakieś 150% - sprawdzone. tutaj akurat się wpasowało w kontekst codzienny i wystarczyło mi by skończyć :)

na pustyni nie ma znaku, który by mówił "nie będziesz jadł kamieni" - przysłowie sufickie.

wtorek, 19 stycznia 2010

einstein napisał do freuda

tarzini napisał, że kiedyś einstein napisał do freuda - "skąd bierze się to nasze dążenie do wojny? myślisz, że jesteśmy w stanie tak skanalizować rozwój ludzkiej psychiki, byśmy byli w stanie oprzeć się tej psychozie nienawiści i destrukcji?" odpowiedź zajęła zygmuntowi dwa miesiące. napisał, że istnieją podstawy do żywienia takiej nadziei. freud. że są podstawy. dla nadziei. wow. freud potrafił stworzyć pozytywną wizję. czyli jednak szacun.

uśmiechnęłam się, gdy doszłam do fragmentu, w którym zigi przedstawia swoje rozwiązanie - bardziej obywatelska postawa :)
nie byłby sobą gdyby nie dodał: ...i lekkie, uzasadnione przestraszenie efektami, które wojna może przynieść w przyszłości.

tarziniego czytam na zmianę ze wszystkim, układa się to w całkiem niezły ale też trochę smutny kolaż. trochę jakby kilka osób, w jednym pokoju, w swoich własnych językach szeptało o swoim życiu i jęczało czasami z bólu... życie. ciężkie jest.

to też się wpisuje w ten patchwork:

resztę znajdziesz tutaj

czwartek, 14 stycznia 2010

in between

autodyscyplina zamarzła. piję ciepłą, zieloną herbatę i wciąż nic. czytam i myślę, ale nie zostawiam śladów. przepraszam te chwile, które umknęły. uczcijmy je kawałkiem pustki.









.
no, a teraz do rzeczy. książki przybywają. mocy przybywaj, bym je przeczytała. powoli zaczynam rozumieć, że na styczniu się ten projekt nie skończy. wieża zbudowana z książek, które mi dajecie, rośnie, ma już z 30, może 40 centymetrów. jedno mogę na pewno stwierdzić - ważne książki są grube. przeważnie. nie zawsze. ale jednak. zaiste utopią byłoby siadanie wygodnie w fotelu dentystycznym, podłączanie się do rury odkurzacza, która łączy sie bezpośrednio z mózgiem i wsysanie książki za książką. mija sekunda i ze spokojem możesz powiedzieć "i know muminki".
właśnie. muminki. od nich się zaczęło a jeszcze nikt mi ich nie wręczył. ponaglenie trzecie.

i kolejna metarefleksja. miałam łatać fundamentalne braki a okazuje się, że prowadzicie mnie na tylko sobie znane tereny. zamiast być w rzymie i zobaczyć w końcu papieża, zaciągacie mnie w szemrane zakamarki bocznych uliczek, tajemnicze parki o świcie, świetne, tanie bary mleczne i pizzerie. zawsze miałam poczucie, że lepiej poznałam nowe miejsce, gdy wypiłam tam dobrą herbatę, w dobrym towarzystwie, w kawiarni z wygodnymi fotelami. wiec dziękuję.

dosyć gadania na dziś - wracam do manifestu neopacyfistycznego, który czytam czasami na głos i skrzydła rosną jak słyszę takie silne słowa krążące dookoła głowy. i'm out. i'm in.

wtorek, 12 stycznia 2010

stasiuk wessany

czuję się przednio oprowadzona po warszawie i waznych dla stasiuka i jego pisarskiej autobiografii miejscach. miłe że ważne dla niego miejsca są mi równie znane i poważane :) stara praga, śródmieście, mokotów, wiatrak i grochów... jest nawet o majdańskiej, na której regularnie od kilku miesięcy mam rehabilitację.
tylko może moje historie związane z tymi miejscówami nie są tak hardcorowe i rockendrolowe ;) chociaż... (tu spada zasłona milczenia na to, od jakiej strony poznałam kamienne schodki i barbakan, drogę od powszechnego do waszyngtona i pewien bar na ząbkowskiej ;))

pomysł na kolejny projekt - wielopoziomowa biografiomapa miasta widziana oczami kilku pokoleń i kilku środowisk. coś takiego już gdzieś było, teraz kojarzę, ale nie kojarzę szczegółów - dlatego warto powtórzyć.

poza tym stasiuk zaprowadził mnie gdzieś jeszcze:


oraz tutaj

a. i nastąpiło zapętlenie: w pożyczonej mi książce (stasiuka) mówi się o książce (karuacka) pożyczonej przeze mnie (jako że to moja WDMK od dawna) tego samego dnia osobie (oli) pożyczającej swoją WDCKówę - no czyli tego stasiuka, żeby tak było już kawa na ławę :)
niezbadane są połączenia mózgowe wszechświata!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

bieguni dobiegli do mety... ale ale proszę państwa, biegną dalej

bo jak to mamrotała pewna zakutana na 291 stronie: trzeba się kiwać i ruszać, ruszać. tylko tak mu umkniesz, temu, który rządzi swiatem, który nie ma władzy nad ruchem i wie, że nasze ciało w ruchu jest święte. Tylko wtedy mu uciekasz, gdy sie poruszasz.

dokładnie, jestem jak rekin, który żyje, bo się porusza, bo nieustannie płynie. gdy się nie porusza, powoli traci dech w piersiach i więdnie.

też trochę plastynuję, zatapiam w formalinie zdań. tylko kto to przeczyta? świetnie się ta książka kończy.

tak poglądowo, jeden z preparatów ruychsa, którego pełno w biegunach, który paradoksalnie podwójnie uśmierca nieruchamiając martwe ciało i stopując jego rozkład...

czwartek, 7 stycznia 2010

przeczytane po drodze

nomen omen po drodze - po drodze z jednego boku na drugi ;)
...przeczytałam wywiad z panem mistycznym agnostykiem ;) który bardzo przypadł mi do gustu. i wywiad i pan. pan poniżej. wywiad na stronie 28. mówi, że jest coś ważniejszego - rzeczy, które mamy do zrobienia na ziemi, sad na wzgórzu, książka, którą można napisać, ludzie, z którymi się rozmawia. ważne jest tutaj. i wiele innych ciekawych stwierdzeń, żywcem wyjętych z mojej głowy, ale zdecydowanie ładniej zapakowanych... i nawet przystępnych. myślę, że gdybym potrafiła tak ładnie przekładać myśli na zdania to zapewne nie czułabym się tak wyobcowana czasami... to wcale nie jest ani takie niewypowiadalne ani takie skomplikowane, co sobie czasami myślę ;) tak myślę, jak to czytam i widzę podobne ścieżki myśli :)